Przez pokoje błękitne Valmont się przekradał
w sypialni Cecylijnych złotawą niewiadę.
Zachodził ją - od kolan , wschodził jej - od czoła ,
aż choć w koszuli nocnej - całkiem była goła.
Wzrokiem błędnym różowe rozdziewiczał śnienie ,
z lilii ją wiodąc w malwy , z korali - w żabienie.
Zwieszał się nad nią rajską czerwoną jabłonią ,
aż się , zmorzona cieniem , kryła w swych ramioniech.
Lizał jej wnętrze ucha i sen bardzo chropaw ,
i z niedźwiedzia - bielutkie siateczki na stopach.
A gdy się obudziła od skier płomienistych ,
karmił ją , uklęknąwszy , słowem wietrznie czystym ,
słuchał płaczów parzących , wyżaleń zołzawych
i nienazwanych kwitnień pierwszej w duszy trawy ,
Aż zwierzyła się z marzeń o kwiatach nieznanych ,
różach i kozieradkach , fiołkach i dziewannach ,
bo w niej ten ogród zawsze tak mocno plewiono ,
że co rosło pod ziemią - bało się wznijść ponad!
I gdy ją słowem stwórczym na sobie uwiesił ,
obiecywał , że w niebo na rękach doniesie ,
obłuskiwał ją z ciepła w muślinowym różu ,
aż ziębła i skwirlała nadciągnieniem burzy ,
szeptał ciału porady od słowa do milczeń
i tulił się - raz czule - raz lekko - raz wilczo ,
pozorzył śnienie w lokach , ciszą chrzcił jej stany
po raz pierwszy i może ostatni poznane ,
pojmował , że chociażby umarł o świtaniu ,
tym w niej zawsze zostanie , co na mapy naniósł -
i łącząc chęć z potrzebą jak kolącym krosnem
ślinił ją swoją żądzą i śpiewał jej do snu!
Dla R. rozkosz ciała jest , oczywiście , czasowa. To znaczy , że odbywa się w konkretnym przedziale czasowym. Natomiast rozkosz duszy , funkcjonującej - jak wspominał nielinearnie - nie jest taka. Więc te rozkosze są zawsze asynchroniczne.
Dlaczego? Z prostego ekonomicznego rachunku.
R. zbędna jest do czegokolwiek rozkosz (duszy , choć nieco podobnie jest w wypadku ciała , ale to temat na inny wywód) , której nie jest w stanie strawić. Bo niby po co? Jeśli nie będzie jej w stanie w sobie zmieścić , to część , jeśli nie całość , się z niego wyleje i zmarnuje.
Jest świadom , że innym , abstra***ąc od ich ewentualnego niepotrafienia przeżywania rozkoszy bezczasowo , taka ostra jazda bez trzymanki , rozkosz ponad granice pojmowania , przydaje się. Choćby do tego , żeby zapomnieć , albo próbować się oczyścić. Więc do niej dążą.
Ale jemu jest niepotrzebna. I dąży do czegoś odwrotnego : rozbicia rozkoszy o wielkości "x" na x strawialnych cząstek. To trochę jak z piciem wody : w odpowiednio małych porcjach nic się od niej nie stanie , a zaspokoi pragnienie. W za dużej zaś ilości przyjętej jednorazowo może wywołać krztuszenie się , zachłyśnięcie , a nawet rozerwać coś w środku , jeśli ciśnienie będzie za wysokie ; uszkodzić coś , albo zostać wyrzuconą skurczem ze środka.
A z przyjaciółkami to funkcjonuje jeszcze trochę inaczej. Ale to temat na inny wywód.
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
w sypialni Cecylijnych złotawą niewiadę.
Zachodził ją - od kolan , wschodził jej - od czoła ,
aż choć w koszuli nocnej - całkiem była goła.
Wzrokiem błędnym różowe rozdziewiczał śnienie ,
z lilii ją wiodąc w malwy , z korali - w żabienie.
Zwieszał się nad nią rajską czerwoną jabłonią ,
aż się , zmorzona cieniem , kryła w swych ramioniech.
Lizał jej wnętrze ucha i sen bardzo chropaw ,
i z niedźwiedzia - bielutkie siateczki na stopach.
A gdy się obudziła od skier płomienistych ,
karmił ją , uklęknąwszy , słowem wietrznie czystym ,
słuchał płaczów parzących , wyżaleń zołzawych
i nienazwanych kwitnień pierwszej w duszy trawy ,
Aż zwierzyła się z marzeń o kwiatach nieznanych ,
różach i kozieradkach , fiołkach i dziewannach ,
bo w niej ten ogród zawsze tak mocno plewiono ,
że co rosło pod ziemią - bało się wznijść ponad!
I gdy ją słowem stwórczym na sobie uwiesił ,
obiecywał , że w niebo na rękach doniesie ,
obłuskiwał ją z ciepła w muślinowym różu ,
aż ziębła i skwirlała nadciągnieniem burzy ,
szeptał ciału porady od słowa do milczeń
i tulił się - raz czule - raz lekko - raz wilczo ,
pozorzył śnienie w lokach , ciszą chrzcił jej stany
po raz pierwszy i może ostatni poznane ,
pojmował , że chociażby umarł o świtaniu ,
tym w niej zawsze zostanie , co na mapy naniósł -
i łącząc chęć z potrzebą jak kolącym krosnem
ślinił ją swoją żądzą i śpiewał jej do snu!
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »
Dlaczego? Z prostego ekonomicznego rachunku.
R. zbędna jest do czegokolwiek rozkosz (duszy , choć nieco podobnie jest w wypadku ciała , ale to temat na inny wywód) , której nie jest w stanie strawić. Bo niby po co? Jeśli nie będzie jej w stanie w sobie zmieścić , to część , jeśli nie całość , się z niego wyleje i zmarnuje.
Jest świadom , że innym , abstra***ąc od ich ewentualnego niepotrafienia przeżywania rozkoszy bezczasowo , taka ostra jazda bez trzymanki , rozkosz ponad granice pojmowania , przydaje się. Choćby do tego , żeby zapomnieć , albo próbować się oczyścić. Więc do niej dążą.
Ale jemu jest niepotrzebna. I dąży do czegoś odwrotnego : rozbicia rozkoszy o wielkości "x" na x strawialnych cząstek. To trochę jak z piciem wody : w odpowiednio małych porcjach nic się od niej nie stanie , a zaspokoi pragnienie. W za dużej zaś ilości przyjętej jednorazowo może wywołać krztuszenie się , zachłyśnięcie , a nawet rozerwać coś w środku , jeśli ciśnienie będzie za wysokie ; uszkodzić coś , albo zostać wyrzuconą skurczem ze środka.
A z przyjaciółkami to funkcjonuje jeszcze trochę inaczej. Ale to temat na inny wywód.
oryginalna lokalizacja wpisu »
oryginalna lokalizacja wpisu »